ŚWIĘTOKRADZTWO

wg Jana Oskara Tauschinskiego
reżyseria: Henryk Kowalczyk
scenariusz: Urszula Brytan-Golejewska, Andrzej Golejewski, Henryk Kowalczyk
muzyka: Jan Sebastian Bach – Pasja wg św. Jana (fragmenty)
obsada: Andrzej Golejewski

Przedstawienie nagrodzone na 32. Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora we Wrocławiu XI 2003 oraz na I Ogólnopolskim Festiwalu Małych Form Teatralnych - Twórczości Profilaktyczno - Alternatywnej Warszawa 2004 

Sztuka jako Świętokradztwo
W ramach działalności lubelskiej Fundacji im. Brunona Schulza został zrealizowany niezwykły - wielorako - spektakl: "Świętokradztwo" w reżyserii Henryka Kowalczyka i wykonaniu Andrzeja Golejewskiego, aktora miejscowego teatru im. Juliusza  Osterwy.
Rzecz jest niezwykła już na poziomie scenariusza, ponieważ zbudowano go na motywach opowiadania austriackiego pisarza Oskara Jana Tauschinskiego, który sięga do starej legendy o krucyfiksie z gdańskiej katedry i o artyści , który go wyrzeźbił. Gdzie Gdańsk, gdzie Wiedeń, no, i gdzie w tym wszystkim Lublin ?! Tak mniej więcej chciałoby się wykrzyknąć, ale kwestia poruszona zarówno w opowiadaniu, jak i w spektaklu jest absolutnie uniwersalna: to odwieczny problem artysty zmagającego się ze sobą, z Bogiem, ze światem i ze swoją sztuką. Temat zatem byłby nie tylko uniwersalny, lecz - na pierwszy rzut oka i ucha - mocno w sztuce światowej wyeksploatowany. To jednak pozór, albowiem są w tej historii całkiem nowe motywy.
Opowiada tę historię stary żebrak spod gdańskiego kościoła. To właśnie on jest autorem umieszczonego w tej świątyni krucyfiksu. Jego obecny status stanowi cenę, jaką przyszło mu zapłacić za swoje dzieło. Cenę i karę. Artysta spełniony jawi sięgam więc jako ktoś, kto w końcowym efekcie płaci najwyższą cena za swój czyn i musi ponieść taką lub inną karę. Dlaczego? Za co? Jeden powód jest powszechnie znany: akt twórczy ma pewne cechy bluźnierstwa, ponieważ wchodzi na teren stwórczych kompetencji samego Boga. W historii artysty-żebraka pojawiają się dodatkowe - bardzo dramatyczne - powody: zawiera on bluźnierczy pakt z szatanem, aby wyrzeźbić Boga i Bogu swe dzieło ofiarować. Świętokradczy grzech jest tu bowiem źródłem sakralnego dzieła. Rzeźbiarz ma modela, narzeczonego swojej córki, do którego także on sam żywi zdrożne uczucie - jego rysy i ciało staną się ciałem i rysami Ukrzyżowanego, a w mękę Chrystusa wpisuje gdański artysta cierpienie - całkiem nie święte - swoje i pozostałych osób tego sakralno - bluźnierczego, lecz i nader ludzkiego dramatu.
Spektakl jest prosty, surowy, prawie ascetyczny, niemal bez rekwizytów i scenografii właśnie żebraczo - "dziadowski". Jak średniowieczny moralitet, jak archaiczna przypowieść. Taka jest gra Andrzeja Golejewskiego. Taki jest też cały rytm przedstawienia. Ale od wszelkiej statyki i powolności jesteśmy tu niezmiernie daleko, ponieważ cała ta zgrzebność i ubóstwo środków przesycone jest nieograniczoną ludzką namiętnością i pasją artysty, który wprawdzie cierpi i żałuje za swe grzechy, lecz też jakoś przecież nie żałuje tego, co dane mu było przeżyć i stworzyć w wyniku tego przeżycia. Przedstawienie i sztuka aktorska Golejewskiego znakomicie tę "bojaźń i drżenie", która jest w tym samym stopniu zarówno "udręka" jak i "ekstazą" oddają. Wyobrażam sobie, że na tym między innymi polega sztuka teatru. Zresztą - każda sztuka.

Prof. dr hab. Władysław Panas